Jak to jest być filozofią?

Spotkałem się z opinią, że filozofia nie może mieć metodologii, gdyż nie jest nauką. O ile z przesłanką się zgadzam, ponieważ filozofia nie jest nauką, to z wnioskiem nie mogę się zgodzić w żadnym wypadku. Z faktu, że coś nie jest nauką, nie wynika, że nie może mieć metodologii. Zasadniczo każda dziedzina myślenia, niezależnie od tego, czy jest nauką, czy nie, powinna mieć swoją metodologię, gdyż – jak się zdaje – to właśnie metodologia oddziela tę dziedzinę myślenia od myślenia potocznego. I jak się wydaje, tylko myślenie potoczne nie ma swojej specyficznej metodologii.

W dzisiejszym odcinku napiszę przede wszystkim o metodologii i metodologicznych relacjach między filozofią i nauką. Wszystko to będzie posypane szczyptą metafilozofii, filozofii nauki i historii filozofii. Zacznę od metodologicznego umiejscowienia filozofii pośród nauk i pokażę, że niebycie nauką nie jest niczym złym. W dalszej części tekstu opowiem trochę o tym, jaka jest filozoficzna perspektywa na naukę, co – mam nadzieję – rozjaśni trochę pogląd na temat nauki i tego, czym nauka jest w swej istocie. W ostatniej części przedstawię państwu parę historycznych stanowisk na temat umiejscowienia filozofii pośród nauk i przedstawię swój własny pogląd na to zagadnienie. Nim jednak do tego przejdę, zacznijmy od początku.

Filozofia pośród nauk

Nauki okazały się być niewdzięcznymi córami. Od początku swej emancypacji szkalowały okrutnie matkę filozofię, nie szczędząc ni batów, ni obelg. Ciosy spadły chyba ze wszystkich stron. Może poza matematyką, bowiem matematyka jest siostrą, a nie córką filozofii. Niepochlebnie o filozofii wypowiadał się już Newton i był zdegustowany tym, że jako naukowiec musi kalać się imieniem filozofa. Ze współczesnych baty kładł na filozofię Stephen Hawking, siedzący zresztą na tym samym krzesełku, co Newton (może to wina krzesełka?). Zapominają oni jednak, że fizyka długi czas rozwijała się w ramach filozofii, a poza teorią arystotelesowską istniały alternatywne teorie, które z powodów doktrynalnych były często szkalowane, ale to jest opowieść na inny dzień.

Z młodszych nauk psychologia okazała się być najkrnąbrniejsza córą i jawnie atakuje filozofię. Tak było (i nadal trochę jest) chociażby w przypadku sporu sytuacjonistów z etykami cnót[1]. Dla sytuacjonistów nie do pomyślenia jest łączenie psychologii z filozofią. Wszak psychologia jest szlachetną nauką eksperymentalną, opierającą się o doświadczenia i empirię. A jednak niewiele więcej niż 100 lat temu, to filozofowie tworzyli podstawy psychologii, między innymi wspominani we wcześniejszym odcinku Wundt i James. Jeszcze na początku XX wieku funkcjonowało pojęcie duszy na określenie psychiki czy umysłu.

Ale dość o niesnaskach między naukami a filozofią. Stosunek między filozofią a wieloma naukami jest genealogiczny. Wiele pojęć naukowych pochodzi z filozofii (z tego, co się orientuję, głównie z pism Arystotelesa, który nazwał wiele nauk), jednakże znaczenia tych pojęć się zmieniły w historii.

Niech przykładem będzie dusza (gr. psyche, lat. anima) O duszy pisali już filozofowie greccy i w pewnym sensie była to psychologia, nawet nie tak daleka od tego, co współcześnie nazywamy mianem psychologii. Duszą nazywano aż do XIX wieku moc sprawczą bytów, tak w skrócie. W międzyczasie znaczenie pojęcia duszy przechodziło ewolucję i doszło do tego znaczenia, które znali Wundt i James. Jednakże dusza miała swoje konotacje metafizyczne i teologiczne, co spowodowało, że psychologowie zaczęli posługiwać się innymi terminami, jak jaźń (ang. self), postać (niem. gestalt ) i tak dalej. Obecnie zainteresowania filozofów przeszły na świadomość (ang. consciousnes, lat. conscientia ) i umysł (ang. mind , lat. mens, gr. nous ), które notabene interesują również naukowców, jednakże z innej perspektywy.

Perspektywa to słowo-klucz w całej dyskusji na temat relacji nauki i filozofii. Popscjentyzm, o którym była mowa w poprzednim odcinku, głosi, że nauka jako jedyna jest wartościowa poznawczo. Jest to teza karkołomna, żeby nie powiedzieć: po prostu głupia. Filozofia ma do powiedzenia różne ciekawe rzeczy. Inne niż nauka, być może mniej namacalne i bezpośrednie, jednakże nie bezwartościowe.

W kontekście wyżej wymienionego umysłu i świadomości trzeba wspomnieć, że obecnie jedną z najprężniejszych dziedzin filozofii jest filozofia umysłu. Filozofowie umysłu jak najbardziej inspirują się naukami empirycznymi (w innym wypadku byłoby to rzeczywiście fotelowe bujanie w obłokach) i na podstawie danych empirycznych generują filozoficzne hipotezy, które pełnią role heurystyczne. Dajmy jako przykłady dwa klasyczne już eksperymenty myślowe, a mianowicie jak to jest być nietoperzem i eksperyment myślowy o zombie Davida Chalmersa.

Piszę ten tekst w dniu wyborów prezydenckich, 28 czerwca 2020 roku. Załóżmy, że doskonała kopia mnie, zaprogramowana tak, by zachowywała się, jak ja, poszła na wybory i zagłosowała za mnie. Mnie jako mnie w komisji wyborczej spotka zdziwienie, albowiem wiem o sobie, że jeszcze tego dnia nie głosowałem, a tutaj komisja mówi mi, że już zagłosowałem. Zachowywałem się, mówiłem i głosowałem tak, jakbym już zagłosował, ale to nie byłem ja, tylko zombie bez stanów mentalnych zaprogramowane tak, aby głosowało jak ja. Morał z tej opowieści jest taki, że filozoficzny eksperyment myślowy dał poważną rozkminkę, którą psychologowie i kognitywiści próbują rozwikłać. I nie jest to bynajmniej trywialny problem, ponieważ dotyczy on centralnego sporu w naukach o poznaniu. Czy jesteśmy czymś więcej niż tylko mózgiem? Ja tego nie wiem i mnie to nie interesuje, ale są ludzie, których to interesuje i tutaj filozofowie mają coś istotnego do powiedzenia.

Poza rolą heurystyczną, filozofia pełni rolę regulatywną i normatywną. Metodologia, w tym metoda naukowa i falsyfikacjonizm, którymi popscjentyści tak się szczycą, są tworem par exellence filozoficznym. Metodologami i filozofami nauki bardzo często są naukowcy zainteresowani filozofią, jednakże pisząc o metodologii, uprawiają filozofię.

Potocznie metodologię nazywa się „nauką o metodach”, co jest stwierdzeniem mylącym, ponieważ metodologia nie jest nauką w takim sensie, jak na przykład geologia jest „nauką o kamieniach”, a nauką w takim sensie, w jakim epistemologia jest „nauką o poznaniu”. Geologia, biologia czy chemia są naukami w sensie ścisłym. Są scientia par exellence. Metodologia i epistemologia są naukami w sensie szerszym i nieścisłym, którego używania nie polecam i od którego odwodzę. Obie są dziedzinami filozofii, która wszak nauką nie jest, ale to nic złego. Wręcz przeciwnie.

Dzięki temu, że filozofia nie jest nauką, wyżej wymienione dziedziny nie wpadają w antynomie, ponieważ są na metapoziomie w stosunku do nauk. Co to znaczy, że coś jest na metapoziomie? Gdy epistemolog mówi, że „wszelkie poznanie pochodzi ze zmysłów”, nie musi swojej hipotezy weryfikować za pomocą zmysłów, gdyż jest to metateza w stosunku do poznania zmysłowego. Poznanie zmysłowe może dostarczyć przesłanek i skonfirmować (takie fikuśne słowo na potwierdzenie) hipotezę epistemologia. Może również tę hipotezę zdyskonfirmować – dlatego filozofowie nauki wykorzystują to zapożyczenie.

Co z tego wynika? Naukowiec (np. geolog) zanim przejdzie do stukania kamieni, przyjmuje cały zestaw hipotez, przypuszczeń i metatez podobnych do powyższych. Z nich wynika to, w jaki sposób będzie stukać kamienie. Jeżeli będzie zwolennikiem transcendentalnej fenomenologii hermeneutycznej, to będzie próbować dojść do bycia-w-kamieniu za pomocą koła hermeneutycznego między kamieniem a nie-kamieniem. Być może się okaże, że ta metoda powie mu, jak to jest być-kamieniem-samym-w-sobie-tu-oto-teraz. Być może tego nie powie. Jeżeli do tego chciał dojść, to oznacza, że transcendentalna fenomenologia hermeneutyczna jest poprawną metodologią w geologii. Jeżeli jednak będzie chciał dojść do tego, do czego zazwyczaj geologowie dochodzą za pomocą swoich metod, to może być trochę gorzej. Nie przesądzam, nie wiem, ale się domyślam.

Czym jest nauka?

Sporo już napisałem o różnych naukach i nauce w ogóle, ale czym jest nauka? Jaka jest istota nauki? Zdania są podzielone. Jeden filozof powie „tak”, drugi filozof powie „nie”. Nie będę się tutaj rozpisywać, jak w poprzedniej części, tylko telegraficznie to przedstawię.

Filozofia nauki jako osobna dziedzina wyłoniła się z epistemologii dopiero w końcówce XIX wieku, niemniej namysł nad nauką jest znacznie wcześniejszy. Początki można datować na przełom XVI i XVII wieku, a dokładniej chodzi o wystąpienia Francisa Bacona w Novum Organum i Kartezjusza w Rozprawie o metodzie oraz Medytacjach. Pierwszy z nich jest prekursorem paradygmatu empirycystycznego, który w późniejszych latach zdominował filozofię brytyjską i szerzej – anglosaską, drugi jest prekursorem paradygmatu racjonalistycznego, dominującego na kontynencie.

W skrócie, empiryści twierdzili, że źródłem wiedzy naukowej o świecie są zmysły, a racjonaliści twierdzili, że tym źródłem jest rozum. Pierwszą syntezę obu paradygmatów zaproponował Kant w Krytyce czystego rozumu i jak sądzę, współcześnie ten podział nie jest tak silny, jak w przeszłości. Sam Carnap w swoim Aufbau przyjmował, że zdaniami naukowymi są już to zdania weryfikowalne empirycznie, już to zdania prawdziwe analitycznie, to znaczy wynikające z aksjomatów. Pierwsza teza jest czysto empirycystyczna, druga zaś czysto racjonalistyczna.

Można rzec, że filozofowie w pewnym sensie doszli do konsensusu w kwestii źródeł wiedzy – bowiem empiryści nie upierają się, że logika jest empiryczna, a racjonaliści nie twierdzą, że strukturę białek można wydedukować z prawideł rozumu – niemniej, w kwestii tego, czym jest nauka w swej istocie, do tego konsensusu nie doszli.

Dwa najbardziej popularne współcześnie stanowiska na temat tego, czym jest nauka, to stanowisko normatywne, tj. mówiące o tym, jaka nauka powinna być i wyznaczające granice nauki, oraz stanowisko opisowe, tj. mówiące o tym, co faktycznie robią naukowcy.

Do pierwszej grupy z pewnością należą fallibilizm Charlesa Sandersa Peirce’a, weryfikacjonizm Koła Wiedeńskiego oraz falsyfikacjonizm Karla Poppera. Każde z tych stanowisk wymaga oddzielnego omówienia, na które nie ma miejsca w niniejszym artykule. Niemniej, ich cechą wspólną jest to, że stawiają warunki, które nauka powinna spełniać, aby nauka była nauką, a nie pseudonauką.

W przypadku weryfikacjonizmu warunkiem naukowości jest zasada weryfikacji. Zasada weryfikacji to bardzo mocna teza, mówiąca, że zdania są prawdziwe wtedy i tylko wtedy, gdy są wydedukowane analitycznie z aksjomatów bądź są zweryfikowane empirycznie.

W przypadku falsyfikacjonizmu warunkiem naukowości jest falsyfikowalność. Falsyfikowalność polega na tym, że dane twierdzenie, teza bądź hipoteza mogą zostać sfalsyfikowane. Jest to stosunkowo łatwe narzędzie do odróżniania nauki od pseudonauki, bowiem tezy pseudonauki są po prostu niefalsyfikowalne, niemniej, komentatorzy zwracają uwagę na to, że falsyfikacjonizm nie radzi sobie między innymi z probabilistyką.

Fallibilizm stoi gdzieś w rozkroku między weryfikacjonizmem i falsyfikacjonizmem. Według Peirce’a, by dane zdanie było naukowe, musi być jednocześnie podatne na falsyfikację, ale zarazem musi być jakoś potwierdzone.

Najbardziej znanym przedstawicielem drugiej grupy jest teoria paradygmatów Thomasa Kuhna, ale już przed nim francuscy filozofowie Gaston Bachelard i Georges Canguilhem badali historię nauki i przyczynili się do powstania genealogii wiedzy Michela Foucaulta. Zarówno Kuhn, jak i wyżej wymienieni Francuzi, nie rościli sobie pretensji do mówienia naukowcom, co mają robić, a jedynie opisywali i co najwyżej wyciągali wnioski z historycznych faktów.

Paradygmatycznym (he, he) przykładem zmiany paradygmatu jest przejście od geocentryzmu do heliocentryzmu, a dokładniej przejście od modelu ptolemejskiego do modelów postkopernikańskich. Model ptolemejski, jako nauka normalna, sprawdzał się doskonale w warunkach północnej półkuli w okolicach basenu Morza Śródziemnego. Odkrycia geograficzne zaczęły jednak sprawiać coraz większe problemy i – mówiąc terminologią Kuhna – zaczęły powstawać anomalie w ramach nauki normalnej. Gdy się okazało, że ptolemejski model geocentryczny z płaską ziemią nie generuje już prawdziwych zdań na temat świata, zaszła słynna rewolucja kopernikańska, która zmieniła oblicze Ziemi, tej Ziemi.

Oba podejścia, jak i bardziej egzotyczne podejścia, jak anarchizm metodologiczny Paula Feyerabenda, mają jedną wspólną cechę, a mianowicie, nauka mówi opisowe zdania prawdziwe na temat świata obiektywnego. Zdanie „śnieg jest biały” jest zdaniem nauki, podczas gdy zdanie „zdanie 'śnieg jest biały’ jest prawdziwe wtedy i tylko wtedy, gdy śnieg jest biały” jest już zdaniem filozofii.

Miejsce filozofii pośród nauk

W XIX wieku filozofowie zaczęli się zastanawiać, jak dzielić nauki. Szybki rozwój nauk przyrodniczych, w późniejszym okresie również formalnych, a także wyodrębnienie nauk humanistycznych i społecznych, spowodował, że stare podziały zaczęły być nieadekwatne do sytuacji. Jednym z pierwszych podziałów był ten zaproponowany przez niemieckiego filozofia Wilhelma Diltheya, najbardziej znanego z hermeneutyki[2], która miała być podstawą dla nauk o duchu (niem. Geisteswissenschaften) w przeciwieństwie do nauk o naturze (niem. Naturwissenschaften). Z tym podziałem są jednak problemy, bo gdzie na przykład umieścić psychologię? Będzie ona nauką o duchu czy o naturze? Inną propozycją z tego gatunku są nauki o kulturze (niem. Kulturwissenschaften), propagowane przez Maxa Webera, Wilhelma Windelbanda i Heinricha Rickerta.

Ci ostatni zaproponowali inny podział nauk, a mianowicie podział na nauki idiograficzne i nauki nomotetyczne. Nauki idiograficzne miałyby zajmować się tylko i wyłącznie opisem zjawisk, a nauki nomotetyczne formułowaniem praw. Według Windelbanda nauki przyrodnicze miałyby być nomotetyczne, a nauki humanistyczne miałyby być idiograficzne. Ze współczesnej perspektywy ten podział jest dość zadziwiający, ponieważ – jak przynamniej mi się wydaje – nauki przyrodnicze, dzisiaj nazywane często też empirycznymi, zajmują się szczegółowym opisem zjawisk, natomiast w XX wieku trwał spór na temat tego, czy historię uznać za naukę idiograficzną, i wyszło, że nie bardzo.

Współcześnie najbardziej popularnym podziałem, z którym się spotkałem, jest podział na nauki empiryczne, formalne, społeczne i humanistyczne. Ten podział również jest problematyczny, bowiem niektórzy chcieliby, aby ekonomia była nauką formalną na kształt matematyki i logiki (jak np. Ludwig von Mises), a z kolei marksiści uważali, że filozofia jest nauką społeczną (stąd popularne w Polsce łączone instytuty filozofii i socjologii). Problematyczna jest również psychologia. Można bowiem psychologię rozumieć jako naukę empiryczną, gdy zajmuje się opisem różnych zjawisk psychicznych, można również rozumieć psychologię jako naukę społeczną, gdy tworzy się eksperymenty społeczne i bada ich wyniki (jak sławny eksperyment Milgrama), oraz nauką humanistyczną, gdy zajmuje się odkrywaniem tego, co ukryte w ludzkiej psychice. Z własnego doświadczenia wnoszę, że w zależności od tego, jaki cel chce się osiągnąć, psychologię rozumie się w jeden z powyższych sposobów, aby dodać siły retorycznej wywodom. Nie jest to ścisłe stwierdzenie, a jedynie moja opinia oparta o własne doświadczenia, stąd możliwe, że jest błędna[3].

Gdzie pośród tego wszystkiego znajduje się filozofia? Na początku XX wieku zwolennicy pozytywizmu logicznego, jak i przedstawiciele Szkoły Lwowsko-Warszawskiej, twierdzili, że filozofia powinna przypominać nauki empiryczne. Moim skromnym zdaniem jest to karkołomne, bowiem filozofii brakuje materialnego substratu, który jest niezbędny dla nauk empirycznych.

Innym rozwiązaniem jest potraktowanie filozofii jako nauki formalnej, co również było proponowane przez wyżej wymienionych myślicieli (chociaż nie tylko). Takie podejście ma więcej sensu, ponieważ jedna dziedzina filozofii już de facto jest nauką formalną (mowa o logice) i wiele dziedzin filozofii można uprawiać w sposób formalny. Problemem z tym podejściem jest jednak to, że nie wszystkie dziedziny filozofii można uprawiać w sposób formalny, nie wpadając w groteskę. Ponadto, formalna filozofia popada w wiele paradoksów, jak chociażby w paradoks analizy[4].

Propozycją marksistów było uznanie filozofii za naukę społeczną. Nie jestem do końca pewien, jakby to miało wyglądać, ale wielokrotnie spotkałem się z tym stwierdzeniem. Domyślam się, że wynika to z aktywistycznej i antyteoretycznej natury filozofii marksistowskiej oraz ze skupienia na społecznym wymiarze filozofii. Filozofia wszak ma zmieniać świat, a nie go interpretować.

Najpopularniejszym miejscem dla filozofii są nauki humanistyczne, co odzwierciedla obecna ustawa o szkolnictwie wyższym. Jest to chyba najbardziej naturalne miejsce dla filozofii z perspektywy ustawodawcy, ponieważ podobnie, jak filologie czy religioznawstwo, filozofia zajmuje się przede wszystkim wytworami człowieka, a przede wszystkim tekstami. Problematyczne będą formalne dziedziny filozofii, ale chyba rzeczywiście filozofii najbliżej do nauk humanistycznych. Czy jednak nauki humanistyczne to nauki w sensie ścisłym?

O tym będzie w kolejnym odcinku.

Przypisy

[1] O tym będzie kiedy indziej, tymczasem polecam publikację prof. Nataszy Szutty, Czy istnieje coś, co zwiemy moralnym charakterem i cnotą?, Lublin 2017.

[2] Więcej o hermeneutyce można przeczytać w naszych tekstach, np. Hermeneutyka i interpretacja, Hans-Georg Gadamer i koło hermeneutyczne, Interpretacja hermeneutyczna a problem nieaktualizowanych przed-sądów. Kiedy koło hermeneutyczne przestaje nim być? i Dlaczego Dilthey „zabił” lekcje języka polskiego.

[3] O różnicy między opiniami i twierdzeniami można poczytać tutaj: Higiena dyskusji.

[4] Analiza jest poprawna bądź banalna, lub – używając mocniejszego sformułowania – trywialna.

Author