Kolejne spotkanie z poezją. Dzisiaj mamy dla was trzy wiersze autorstwa Anny Stolarczyk.
Wspomnij
Kiedyś był to mały świat. Oswojony
święty kąt. Tam poranki głaskały
ciepłym oddechem palonych ziaren
zbóż z cykorią i ziół.
Miał wiele, bo miał owce i pannę
w tiulowej mgle. Kapelusz mówił,
skąd pochodził. A złotogłów lśnił
królewskim złotem na tle gór.
Tutaj brzask różowieje miętą.
Ona również pamięta. Dagerotypia
długo srebrem malowała, zanim
powieszono metalowe obrazy
na ścianach ślemieńskich izb.
W dziecięcych rączkach
żywe drewniane koniki i ptaki
brykały, ćwierkały. Na drodze
kocie łby gładził tylko deszcz.
Teraz wszystko z automatu. Dusza
nie nadąża. Nie ma dla niej miejsca
wśród elektronicznych włączników.
Pod galicyjskim zaborem
pańszczyzna się skończyła.
Nastało krótkie lato i sroga zima.
Do pustych żaren zaglądał głód.
Na rozstaju dróg kapliczki brak,
nie wiedziała dokąd pójść.
Kiedyś cukier krzepił, cholera zabijała.
A dziś jest biała. Wszystko przynosi
śmierć.
Bólerioza
Zawsze myślałam, że pustka
jest bezkształtna.
Nie ma ciała, nie ma ręki, ani nogi, za którą
mógłbyś złapać. Przeciągnąć
jak trupa
kilka metrów po piasku,
obrócić przodem do fal, by mogła
obserwować walczące z wiatrem
statki.
Gdy płaczę, ma kształt wody. Kropla
wydłuża się, zmagając z grawitacją,
po czym przyjmuje postać
kuli.
Ukryta
w zakamarkach powoli wzrasta.
Nieumiejętnie niszczę ciała,
kształty,
rozbryzguję krew na palcach.
Podrażnienie z ogniskiem zapalnym powiększa się
szybko.
Czerwona źrenica w aureoli bólu.
W grocie króla
Za oknem poranek według Edwarda Griega. Na gałęziach pękają
w szwach pąki, wiatr łaskocze po brzuchach zamszowe bazie.
W tle „sto lat” bzyczy orkiestra. Tam na zewnątrz wszystko
wygląda dobrze. Tam na zewnątrz wszystko gra. A my
ukryci w domach jak w bunkrach. Między pokojami trwa
cicha wojna. Włóczą się strzępy skażonych słów. W białych
rękawiczkach dotyk. Oczyszczanie rachunków, sum i mienia.
W ramie zamknięta fressen twarz, devotio moderna dziwny czas.