Kamienny Platon zerka na nas jednym okiem zza kamiennej maski Sokratesa. Zielonkawo-szara okładka sugeruje, że tematem przewodnim dziewięćdziesiątego wydania Philosophy Now będą powiązania między naukami dwóch wybitnych ateńskich myślicieli, tudzież ewolucja poglądów Platona, który z biegiem lat wyzwolił się spod wpływu Sokratesa i wypracował własną, odrębną filozofię. Jednakże główny ciąg artykułów numeru opowiada wyłącznie o nauczycielu Arystotelesa, czyniąc to na dodatek w statyczny sposób. Rezultat nie jest najlepszy.
Teksty Davida Macintosha i Chrisa Wrighta napisano w gruncie rzeczy sprawnie, ale rzecz w tym, że ich autorzy założyli całkowitą historyczno-filozoficzną ignorancję czytelnika. Rozumiem i akceptuję, że nie wszyscy muszą wiedzieć na czym polega platońska teoria idei i czemu poświęcone jest Państwo. Niemniej szkoda, że Macintosh i Wright nie ułożyli swych artykułów tak, by mogły one zaciekawić również osoby już zaznajomione z fundamentem filozofii zachodniej. W ostatniej części czterostronicowego artykułu Plato’s Just State odnajdziemy co prawda próbę porównania utopii platońskiej z utopią marksistowską, lecz analiza Wrighta wypada zbyt pobieżnie. Natomiast Plato: A Theory of Forms Macintosha ogranicza się tylko do treściwego przedstawienia teorii idei i metafory jaskini.
Poprzeczkę stara się podnieść Ed Fraser krytykując anamnezę z platońskiego dialogu Menon. Przypomnijmy pokrótce, o co chodziło w oryginalnym tekście: literacki Sokrates przepytywał tam małego niewolnika z geometrii, próbując doprowadzić go do poprawnej odpowiedzi bez przedstawienia mu jej wprost. Platon pragnął wykazać, że gdy uczymy się nowych rzeczy, tak naprawdę je sobie tylko przypominamy, bowiem wszelką możliwą wiedzę posiedliśmy jeszcze przed urodzeniem wskutek zetknięcia się naszej duszy z ideami w ich królestwie. Zawsze sądziłem, że poglądy metafizyczne Platona służyły tutaj za aksjomat, z których Ateńczyk wydedukował pewne epistemologiczne wnioski. Tymczasem Fraser uważa odwrotnie: według niego Platon stara się poprzez anamnezę wykazać istnienie nieśmiertelnej duszy. Autor artykułu zarzuca więc greckiemu filozofowi rozumowanie kołowe, ponieważ sama anamneza polega na tejże duszy istnieniu… Fraser winny jest tutaj jaskrawego sofizmatu rozszerzenia, niepotrzebnego zresztą, bo przecież platońska hipoteza ze współczesnego punktu widzenia wydaje się naciągana i obecnie uchodzi raczej za ciekawostkę epistemologiczną, a nie za liczący się argument filozoficzny.
Niestety, nie widzę też powodów do chwalenia artykułu Alana Brody’ego pt. Addicts, Mythmakers and Philosophers. Autor przeprowadza analizę mechanizmu uzależnień oraz szuka kompromisu pomiędzy postrzeganiem nałogowca jako świadomego decydenta i jako bezwolnej ofiary szkodliwych substancji wpływających na procesy neurofizjologiczne. To bardzo ciekawe i ważne zagadnienie, ale tekst odznacza się rwaną kompozycją, konkluzja jest niejasna, a odniesienia do platońskiego Protagorasa sprawiają wrażenie dodanej na siłę ilustracji. Inspirujący okazuje się dopiero ostatni artykuł części tematycznej noszący zwięzły tytuł Plato’s Neurobiology. Elizabeth Laidlaw porównuje platoński trójpodział duszy na część popędliwą, pożądliwą i racjonalną z nowoczesnym trójpodziałem mózgu na pień mózgowy (mózg gadzi), płat limbiczny (mózg emocjonalny) i korę mózgową (mózg racjonalny). Autorce nie chodzi bynajmniej o wykazanie, że Platon swoim filozofowaniem wyprzedził o parę tysięcy lat neurobiologię, lecz o podkreślenie, że dysputy o moralności powinny liczyć się z odpowiednio uwspółcześnioną wersją platońskiego modelu.
Tak jak tekst Laidlaw ratuje honor części tematycznej, tak część poza-tematyczna ratuje honor całego wydania magazynu. Galahad vs Odysseus Emrysa Westacotta to wyjątkowo długie jak na Philosophy Now, ale zarazem niezwykle ciekawe kilkustronicowe rozważania dotyczące sportowej etyki. Nowojorski profesor zastanawia się wraz z czytelnikiem, co w rywalizacji sportowej powinno uchodzić za oszukiwanie i czy w dyscyplinach uważanych za brutalne powinien obowiązywać kodeks honorowy. Dyskusja ogniskuje się wokół piłki nożnej, ale w artykule odnajdziemy także poczytne przykłady zaczerpnięte z innych sportów. Westacott namawia do „galahadowego” (czyli honorowego) podejścia do zmagań na boisku, lecz jeden z jego argumentów do mnie zupełnie nie przemawia. Autor stwierdza bowiem, że ponieważ kibice kochają szlachetność piłkarzy, tej szlachetności powinno być jak najwięcej. Jednak czy nie jest tak, że przejawy fair-play stanowią po prostu moralnie przyjemny kontrast dla brutalnych i egoistycznych elementów gry? Czy gdyby podczas meczu piłkarskiego wszyscy cały czas byli wobec siebie do bólu rycerscy, gra nie stałaby się mniej ciekawa? Wydaje mi się, że (niestety) tak by właśnie było, lecz nawet jeśli Westacott w kilku punktach się myli, Galahad vs Odysseus pozostaje wciągającym tekstem, a jego wartość zwiększają dodatkowo końcowe przemyślenia poświęcone etyce strategicznego bankrutowania.
Wątek ekonomiczny kontynuuje Richard Baron w The Ethics of Taxation. Autor szuka odpowiedzi na pytania, jaka część dochodu powinna być opodatkowana, na co powinny iść pieniądze z podatków i czy wykorzystywanie kruczków prawnych celem uniknięcia podatków należy potępiać. Baron jest eklektyczny w swoim podejściu i sięga raz to po zasady utylitarystyczne, raz to po maksymy deontologiczne, raz to po modele teorii cnoty. Dzięki temu jego artykuł czyta się bardzo dobrze, choć, co oczywiste, nie znajdziemy tu żadnych jednoznacznych konkluzji.
Ostatni artykuł w numerze mnie z kolei zafascynował, gdyż odnalazłem w nim udaną (w moim odczuciu) próbę sprzeciwu wobec dyktatury naturalizmu – doktryny głoszącej, że istnieje tylko świat naturalny. Stuart Greenstreet w Reason as a Universal Constant referuje poglądy C. S. Lewisa, który w książce Miracles z 1947 r. wystąpił jako adwokat nadprzyrodzoności. Według Lewisa cuda nie polegają, tak jak według Hume’a, na chwilowym zawieszeniu praw przyrody, lecz na dostarczeniu tymże prawom impulsu z transcendentalnego zewnętrza. Ale jak udowodnić istnienie takiej nadprzyrodzonej domeny? Lewis twierdzi (powtarzam za Greenstreetem), że (1) naturalizm implikuje determinizm, więc (2) jeśli naturalizm jest prawdziwy, nasze przekonania miałyby nieracjonalne (tzn. deterministyczne) podłoże i nie bylibyśmy w stanie przeprowadzać logicznego wnioskowania. Nie ulega jednak wątpliwości, że takie wnioskowanie pozostaje w naszej mocy. Naturalizm należy więc odrzucić. Musi istnieć coś nadprzyrodzonego, coś czemu zawdzięczamy nasz rozum.
Zdaję sobie sprawę, że w powyższym streszczeniu argumentacja Lewisa wydaje się naciągana, jeśli nie naiwna. Zapewniam jednak, że u Greenstreeta, który na trzech stronach pochyla się dość krytycznie nad wszystkimi niuansami, wypada ona zdecydowanie bardziej przekonująco (przypuszczam, że jeszcze więcej wynieślibyśmy z lektury pierwotnego tekstu). Na pierwszy rzut oka wątpliwa wydaje się przesłanka (2). Domniemany konflikt między determinizmem a racjonalnością sprowadza się w zasadzie do pytania, czy zdolność do logicznego wnioskowania mogła powstać w drodze doboru naturalnego. Twardogłowi naturaliści z pewnością zakrzyknęliby: Oczywiście! Logiczne wnioskowanie przydaje się przecież w walce o przetrwanie! Greenstreet ma jednak pewne wątpliwości: W walce o przetrwanie przydają się przede wszystkim zoptymalizowane reakcje na sygnały sensoryczne, ale dlaczego niby owa optymalizacja miałaby prowadzić w dalszej mierze do umiejętności prowadzenia abstrakcyjnych rozważań na tematy geometryczne lub filozoficzne? W ostatnim akapicie autor przyznaje, że jest zwolennikiem poglądu Lewisa i że w jego odczuciu rozum ludzki moglibyśmy traktować aksjomatycznie, tak jak aksjomatycznie traktowane są (niekiedy) stałe fizyczne. Reason as a Universal Constant uznać muszę za najbardziej udany tekst w dziewięćdziesiątym numerze Philosophy Now. Od siebie dodam jeszcze, że przesłankę (1) stawia pod znakiem zapytania mechanika kwantowa, ale to temat na zupełnie inną dyskusję.
Sekcję biograficzną Brief Lives poświęcono Jeanowi-Jacquesowi Rousseau. Graeme Garrard opisując życie i dokonania osiemnastowiecznego filozofa zwraca uwagę na jego trudny charakter, idący w parze z rewolucyjnymi i groźnymi (jak na tamte czasy) poglądami politycznymi. Tim Madigan poświęca jedną stronę Emily Brontë i znaczeniu poezji dla filozofii, lecz tekst ten jest raczej drobiazgiem, który prędzej widziałbym na łamach blogu. Kolejnych sześć stron oddano do dyspozycji czytelnikom. Po zwyczajowej korespondencji przychodzi pora na pytanie miesiąca: „Jak działa język?”. Wśród odpowiedzi nie znalazłem niestety żadnych oryginalnych ani nawet interesujących w swej syntezie propozycji. Zastanawiam się, jaki właściwie jest sens prosić czytelników o amatorskie zmaganie się z największymi pytaniami filozoficznymi? Czy redaktorzy mają nadzieję na odkrycie nowego Wittgensteina? Nie uważam bynajmniej, że filozofowanie należy zarezerwować dla akademickiej elity, ale wydaje mi się, że „pytania miesiąca” powinny być bardziej subiektywne: „kto jest twoim ulubionym filozofem?”, „jaką dziedzinę filozofii uważasz za najciekawszą?”, „w jakich zawodach filozofia przydaje się bardziej niż w innych?”. Wtedy nadsyłane odpowiedzi miałyby zdecydowanie większą wartość.
W dziale książek zrecenzowano niewydaną jeszcze w Polsce The Moral Landscape autorstwa Sama Harrisa oraz wydaną już u nas pozycję Filozof i wilk Marka Rowlandsa. Mówiąc z przymrużeniem oka, książki nie są do końca kompatybilne, ponieważ Harris stwierdza, że tylko od nauki możemy dowiedzieć się, jak należy żyć, a Rowlands odpowiada, że nie od nauki, bo od wilków. Obie recenzje są jednak umiarkowanie pozytywne, choć odnoszę wrażenie, że Billa Meachama zirytowała anty-religijność znanego ateisty Harrisa, która najwyraźniej przesiąknęła również do jego książki o moralności.
Całkowicie rozczarował mnie filmowy esej Heather Rivery doszukujący się wątków feministycznych w najnowszej, Burtonowskiej ekranizacji Alicji w Krainie Czarów. Analiza jest nieznośnie płytka, a stylistycznie tekst sprawia wrażenie, jakby napisała go pierwszoroczna studentka na zaliczenie (z całym szacunkiem dla pierwszorocznych studentek). Pocieszenie znalazłem w felietonach Raymonda Tallisa i Joela Marksa. Tallis martwi się, jak ustawiczny pomiar czasu tyranizuje nasze codzienne życie, a Marks dokonuje podsumowania tematów, którym często poświęcał swoje felietony na przełomie kilku ostatnich lat. Okazuje się, że bliskie jego sercu sprawy zaczynają się zwykle na literę „a” (po angielsku): zwierzęta (i ich prawa w kontekście weganizmu autora), asteroidy (i potencjalne zagrożenie zderzeniem któregoś z nich z Ziemią) oraz amoralność (któremu poświęcono osiemdziesiąty drugi numer Philosophy Now). Na deser dostajemy fikcyjny biogram nieistniejącego myśliciela P. K. F. Robinsona, autora liczącego dziewięć tomów magnum opus pt. Notatki ku prolegomenom dla wprowadzenia do wstępnych badań dotyczących podłoża możliwości zdefiniowania 'ale’, który zginął tragicznie w wieku 103 lat przygnieciony przez swój filozoficzny dom.
Na osiem artykułów, które znalazły się w majowo-czerwcowym wydaniu magazynu, warte przeczytania są cztery (Laidlaw, Westacotta, Barona i Greenstreeta) – a jeśli nie wiemy nic o autorze Państwa, do tej puli dorzucić można także eseje Macintosha i Wrighta. Niby nie jest to najgorszy wynik, ale z myśli platońskiej dałoby się z pewnością wycisnąć więcej. Ciekawe, ile lat będziemy czekać na numer poświęcony Arystotelesowi?