Czy dni Śmierci są policzone? – recenzja Philosophy Now 89

Na tle kiczowatych płomieni kroczy ku nam zakapturzona Śmierć z kosą w kościstej dłoni. Ale dzieli ją od nas pytanie, niekoniecznie retoryczne i niekoniecznie paradoksalne: „Czy dni Śmierci są policzone?”. Na łamy Philosophy Now zawitała z początkiem wiosny tematyka eschatologiczna, z doskonałym skutkiem dla osiemdziesiątego dziewiątego numeru.

A cóżeś to ty sam, człowieku, który się puszysz, a dmiesz, a wynosisz hardo ponad wszelkie stworzenie? Tym wiatrem jeno jesteś, co nie wiada, skąd przychodzi, nie wiada, po co się miecie, i nie wiada, kaj się rozwiewa… I ty się masz panem wszystkiego świata, człowieku?… A bych ci kto raje dawał – opuścić je musisz. Bych ci kto wszystkie moce dawał – śmierć ci je wydrze. Bych ci kto rozum przyznał największy – próchnem ostaniesz. I nie przemożesz doli, mizeroto, nie przezwyciężysz śmierci, nie… Boś ano bezbronny, słaby i płony jako ten listeczek, któren wiatr żenie po świecie. Boś ano, człowieku, w pazurach śmierci, jako ten ptaszek z gniazda podebrany, co se piuka radośnie, trzepoce, przyśpiewuje, a nie wie, że go wnet zdradna ręka przydusi za gardziel i lubego żywota zbawi. O duszo, po cóż dźwigasz człowieczego trupa, po co?

– Władysław Stanisław Reymont, Chłopi, cz. 4, rozdz. 1

Technologie medyczne rozwijają się w szybkim tempie, a z postępu czerpie również gerontologia. W ciągu minionego wieku oczekiwana długość życia podwoiła się. Czy pojawi się wkrótce remedium na starość, które sprawi, że ludzie przestaną niedołężnieć i umierać z powodu upływu lat? Jeśli tak, etycy będą musieli zmierzyć się z kolejnym zagadnieniem. Czy wieczne (albo przynajmniej bardzo, bardzo długie) życie będzie wskazane?

Nick Bostrom w artykule The Fable of the Dragon-Tyrant odpowiada z entuzjazmem: tak! Należy wręcz zdwoić wysiłki naukowe, które mogą doprowadzić do odkrycia stosownego „lekarstwa”. Bostrom ubiera swój wywód w bajkową parabolę porównującą śmierć do smoka pożerającego co roku ogromną ilość istnień ludzkich. Nawet jeśli mieszkańcy królestwa biorą istnienie potwora za oczywistość, a złożony system administracyjny zarządzający instytucją regularnej ofiary daje zatrudnienie tysiącom ludzi, nie oznacza to, że smok nie jest złem, które należy wyeliminować, gdy nadarzy się ku temu sposobność.

Z przeciwną opinią występuje Mary Midgley twierdząca w Death and the Human Animal, iż śmierć pełni szereg kluczowych ról: moralną, polityczną, demograficzną, kulturową, socjologiczną, ewolucyjną, psychologiczną, egzystencjalną wreszcie. Wyeliminowanie śmierci mogłoby, paradoksalnie, nie tylko zubożyć ludzki żywot, ale wręcz go upośledzić. Na przykład: gdyby ludzie przestali umierać ze starości, koniecznością stałoby się silne ograniczenie przyrostu naturalnego. Czy jednak świat bez dzieci i bez wiązanych z nimi nadziei, rzeczywiście byłby światem lepszym? Albo: lekarstwo na starość byłoby najprawdopodobniej bardzo drogie i dostęp do niego posiadaliby wyłącznie najbogatsi. Czy gatunek ludzki nie podzieliłby się szybko na nieśmiertelną elitę i śmiertelny plebs? Albo: świadomość własnej śmiertelności przydaje życiu sensu, ponieważ wiemy, iż dysponujemy ograniczoną ilością czasu, który należy dobrze wykorzystać i coś po sobie pozostawić. Bez eschatologicznej motywacji zagroziłaby nam masowa i permanentna prokrastynacja.

Argumenty Bostroma i Midgley nie tylko przypominają nam, że być może stoimy w obliczu bezprecedensowego przełomu i zupełnie nowego moralnego wyzwania, ale pokazują również, jak inspirujący i dorzeczny potrafi być filozoficzny dyskurs. Mimo to muszę zgłosić zastrzeżenia do poglądów obu autorów.

Parabola Bostroma wydaje się skażona fundamentalnym błędem logicznym. O ile z przesłanki, że smok jest powodem śmierci, można faktycznie wywnioskować, iż smok to zło i jako takie należy go zlikwidować, o tyle analogiczna przesłanka „śmierć jest powodem śmierci” prowadzi do bardzo ciasnego błędnego koła. Rozwiązaniem mogłoby być wprowadzenie rozróżnienia na śmierć w rozumieniu medycznym i śmierć w rozumieniu metafizycznym (gdzie ta pierwsza prowadziłaby bezpośrednio do tej drugiej, a my chcielibyśmy zapobiec właśnie tej pierwszej), ale nie wiadomo, czy takie rozróżnienie na dłuższą metę by się obroniło.

Zastrzeżenie wobec opinii Mary Midgley ma z kolei charakter ad hominem. Midgley to bowiem 92-letnia nestorka filozofii angielskiej, która pomimo podeszłego wieku cieszy się niezłym zdrowiem oraz dobrą kondycją umysłową, i która – jak widać – wciąż czynnie uczestniczy w filozoficznych dysputach. Midgley swoją pierwszą książkę napisała zresztą w wieku 59 lat, więc gdyby żyła tyle, ile przeciętna kobieta sto lat temu, nigdy byśmy o niej nie usłyszeli. Tak więc choć jej argumenty przeciwko zlikwidowaniu śmierci ze starości brzmią przekonująco i zasługują na szczegółowe rozważenie, nie wolno nam zapominać, że sama Midgley stanowi żywy przykład tego, co człowiek może osiągnąć, jeśli tylko pozwolimy mu na długi i zdrowy żywot.

Śmierć daje jednak nie tylko impuls do rozważań na temat dopuszczalnej długości życia, ale także okazję do przeprowadzenia rzetelnego ćwiczenia z zakresu filozofii analitycznej. Walter Ott w artykule Are There Duties to the Dead? zastanawia się, czy mamy powinności wobec zmarłych. Czy należy rozwijać przedsiębiorstwo odziedziczone po ojcu, któremu tamten poświęcił całe swoje życie? Czy należy przeczytać wiersz na pogrzebie przyjaciela, dlatego że wcześniej mu się to obiecało? Ott odpowiada na oba pytania negatywnie. Ogniskową jego rozważań stanowią poglądy George’a Pitchera i Joela Feinberga, według których skrzywdzenie kogoś oznacza wystąpienie przeciwko czyimś pragnieniom i interesom, a sama krzywda staje się zjawiskiem ponadczasowym (w tym sensie, że nie należy przypisywać jej do jednej konkretnej chwili). Według Otta taka definicja prowadzi do czterech poważnych problemów metafizycznych i moralnych. Krzywdę należy więc pojmować w prostszych kategoriach, które sugerują z kolei, że zmarli nie są podmiotami moralnymi i że żadnych powinności wobec nich nie mamy.

Blok tematyczny 89. numeru Philosophy Now kończy krótki tekst Aleksa Carley’a (lub Alex Carley – nie jestem pewny płci autora/ki) pt. In Defence of Deciding to Die poświęcony racjonalności decyzji o własnej eutanazji. Carley przypomina, że według rozpowszechnionego modelu racjonalne podejmowanie decyzji polega na porównywaniu stanu obecnego z domniemanym stanem przyszłym. Jeżeli jednak śmierć pojmiemy nie jako stan niebytu, ale, bardziej radykalnie, jako brak jakiegokolwiek stanu, to okaże się, że na własną śmierć po prostu nie można zdecydować się w sposób racjonalny. Oczywiście, decyzja osoby nieuleczalnie chorej o własnej eutanazji może brać pod uwagę przyszłość jej bliskich. Tutaj jednak zabiorą głos przeciwnicy eutanazji, którzy stwierdzą, że argumentowi „nie chcę być dłużej ciężarem” brakuje siły przebicia, ponieważ bliscy mają przecież obowiązek opiekowania się chorym, obowiązek uwarunkowany bądź to humanistycznie, bądź to religijnie. Carley proponuje także prostą alternatywę dla powyższego modelu, która stanowi zarazem kontrargument dla takiego rozumowania przeciwko eutanazji.

W nietematycznej części magazynu odnajdziemy nader atrakcyjną mieszankę tematów. Howard Darmstadter w Peter Singer says you are a Bad Person polemizuje z moralnymi wymogami Petera Singera przedstawionymi w książce Practical Ethics. Australijski profesor etyki twierdził tam, że nikt nie powinien jeść mięsa i że wszyscy jesteśmy zobowiązani do oddawania pewnego procenta swoich dochodów najuboższym. Darmstadter najpierw wykorzystuje kontrowersyjne poglądy Singera jako pretekst do pochylenia się nad rolą etycznych pryncypiów w ogóle. Potem, w drugiej części swojego artykułu, próbuje przeciwstawić się konkretnym etycznym żądaniom autora Practical Ethics. Odnajdziemy tam parę trafnych spostrzeżeń, aczkolwiek nie wszystkie kontrargumenty Darmstadtera są przekonujące. Przypuszczam na przykład, że stres zwierzęta żyjącego na wolności i narażonego na ataki drapieżników jest mimo wszystko mniejszy niż stres kury hodowanej z obciętym dziobem w ścisku i przeznaczonej na ubój – wbrew temu, co sugeruje H.D.

Jedynym rozczarowaniem osiemdziesiątego dziewiątego numeru jest Encouraging Communication Through Imaginaton Shudonga Chena. Owszem, autor stawia bardzo interesującą tezę: musimy pielęgnować naszą wyobraźnię, ponieważ wzbogaca i usprawnia ona międzyludzką komunikację, nie tylko w sytuacjach codziennych, ale także w kontekście ekonomicznym, politycznym i cywilizacyjnym. Niestety, wywód szybko grzęźnie na dziwnych przykładach zaczerpniętych z literatury. Na szczęście dwa kolejne teksty ponownie podbijają wysoko poprzeczkę.

Artykuł Language-Using Apes J’aimego Wellsa ma co prawda więcej wspólnego z lingwistyką niż z filozofią, ale łatwo mu to wybaczyć, gdyż stanowi fascynującą opowieść o małpach człekokształtnych, które nauczono posługiwać się językiem migowym. Sceptyk mógłby próbować opisać to zjawisko na gruncie behawiorystycznym: język migowy w wykonaniu małp to tylko wyuczona, choć skomplikowana, sztuczka, którą zwierzę powtarza, by otrzymać ulubiony smakołyk. Wells stanowczo sprzeciwia się takiej interpretacji i przedstawia szereg dowodów na to, że małpy stają się autentycznymi użytkownikami autentycznego języka. Zwierzęta posługują się znakami migowymi bez zachęty, często kreatywnie i w nowych sytuacjach, potrafią też wymyślać nowe zwroty i zdania. Rozmawiające z ludźmi i ze sobą małpy są więc twardym orzechem do zgryzienia dla natywistów, takich jak Noam Chomsky, twierdzących, że zdolność nauki języka warunkuje ośrodek w mózgu, który posiadają tylko ludzie.

Wreszcie Tim Wilkinson w The Multiverse Conundrum omawia hipotezę równoległych wszechświatów z eklektycznej perspektywy: na czterech stronach odnajdziemy odwołania do historii, filozofii, teologii i oczywiście fizyki. W artykule znalazło się miejsce dla Gottfrieda Wilhelma Leibniza (tego od „najlepszego z możliwych światów”), zasady antropicznej, wzmianki o zapalczywej internetowej dyskusji między fizykami Lee Smolinem i Leonarda Susskindem dotyczącej multiwersum, a także dla modalnego realizmu Davida Lewisa. Tekst Wilkinsona to obowiązkowa lektura dla każdej osoby zainteresowanej tematem. Sam autor nie opowiada się ani za, ani przeciwko tytułowej hipotezie, przypominając na zakończenie słowa Stevena Weinberga. Otóż fizyk Andrei Linde był gotów dać głowę za słuszność hipotezy równoległych wszechświatów, a jego kolega Martin Rees dawał głowę swojego psa. Weinberg napisał, że jego własne przekonanie o prawdziwości hipotezy jest na tyle duże, iż on sam daje za nią zarówno głowę Lindego jak i łeb psa Reesa.

Stałą rubrykę biograficzną Brief Lives poświęcono tym razem Bertrandowi Russellowi, wybitnemu filozofowi, logikowi i aktywnemu pacyfiście. Do bieżącego numeru PN trafiły jednak jeszcze artykuły poświęcone dwóm innym brytyjskim myślicielom. Okazja dla biogramu Michaela Dummetta jest smutna: najważniejszy angielski interpretator Fregego, a przy tym specjalista od językowych fundamentów epistemologii, zmarł niedawno w wieku osiemdziesięciu sześciu lat. Tymczasem, jak już pisałem powyżej, Mary Midgley mimo podeszłego wieku nadal cieszy się niezłym zdrowiem i otrzymała właśnie od czasopisma Philosophy Now pierwszą Nagrodę za Walkę z Głupotą. Odebrał ją w imieniu matki Martin Midgley, który wygłosił mowę podsumowującą główne wątki przewijające się przez twórczość filozoficzną nagrodzonej. W PN#89 znalazł się jej poczytny przedruk.

W dziale książkowym przeczytamy recenzje trzech książek: A Philosophy of Boredom Larsa Svendsena, Doctor Who and Philosophy pod redakcją Courtlanda Lewisa i Pauli Smithki oraz The Beginning of Infinity Davida Deutscha.

Recenzent Mark Frankel przestrzega nas przed tą pierwszą, gdyż według niego Svendsen stoi w niezgrabnym rozkroku między filozofią a psychologiczną fenomenologią, a na dodatek raczy czytelnika banałami dotyczącymi nudy. Omówienia pozostałych tytułów są zdecydowanie bardziej entuzjastyczne. Antologia Lewisa i Smithki to kolejna część solidnej serii Popular Culture and Philosophy wydawnictwa Open Court (nie mylić ze skądinąd równie rzetelnym, konkurencyjnym cyklem Blackwell-Wiley Philosophy and Pop Culture, natomiast Deutsch przedstawia tezę, że wszelki postęp – teoretyczny i praktyczny, naukowy, filozoficzny i kulturowy – wynika z ludzkich poszukiwań wyjaśnień rozmaitych zjawisk.

Dział filmowy bierze na tapet Film Socialisme, najnowsze dzieło Jeana-Luca Godarda. Sean Gittins uważa, że w filmografii przedstawiciela francuskiej Nowej Fali odnajdziemy „sceptyczny subiektywizm” typowy dla kontynentalnych myślicieli pokroju Nietzschego, Freuda i Marksa.

W sekcji felietonów Raymond Tallis z typowym dla siebie humorem kwestionuje naturalistyczne poglądy porównujące homo sapiens do dwunożnych zwierząt (za Johnem Grayem), do robactwa (za Voltairem) albo do chemicznego odpadku orbitującego dookoła średniej wielkości gwiazdy (za Stephenem Hawkingiem). Tallis przytomnie zauważa, że od zwierząt, robaków i odpadków odróżnia nas przede wszystkim zdolność do wygłaszania podobnych poglądów, a poza tym umiejętność tworzenia monumentalnych teorii biologicznych, fizycznych i filozoficznych, w świetle których dopiero wydajemy się sami sobie maluczcy.

Natomiast Joel Marks zasiewa ziarno niepokoju w umyśle czytelnika wiążąc problematykę ciągłości tożsamości ze snem i pośrednio sugerując, że za każdym razem, gdy zasypiamy, nasza egzystencja zostaje permanentnie zakończona, a osoba budząca się następnego dnia jest już kimś innym. (Z kolei na zarzuty Tallisa z poprzedniego numeru Marks odpowiada w dziale listów).

Marcowo-kwietniowe wydanie Philosophy Now zamyka zmyślony mailowy dialog, jaki Jean-Paul Sartre i Simone de Beauvoir mogliby ze sobą prowadzić w dobie iPadów i portali społecznościowych. Ich egzystencjalna i lakoniczna korespondencja stanowi udane zwieńczenie doskonałego numeru składającego się niemal wyłącznie z bardzo dobrych artykułów. Gorąco polecam.

Author


Opublikowano

w

,

przez

Tagi: