Wspominki z Tygodnia Filozoficznego

Miałem ostatnio okazję wziąć udział w fantastycznej inicjatywie filozoficznej, a mianowicie w Tygodniu Filozoficznym organizowanym przez Koło Naukowe Filozofii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego imienia Jana Pawła II. Było to niezwykle rozwijające przeżycie, z jednej strony pokazujące, że gdzieś na świecie filozofię traktuje się poważnie, ale jednocześnie obrazujące pewne wady polskiej sceny filozoficznej. Jakie? Zobaczcie sami.

Seniorzy Filozofii

Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy już pierwszego dnia wykładów, była ogromna liczba profesorów filozofii. Jako że studiuję na UG i pierwszego profesora w życiu spotkałem dopiero na II roku studiów, to było to dla mnie wielkie przeżycie.

Na początku myślałem, że poczuję oświecenie i moja refleksja filozoficzna nabierze nagle nieznanej mi wcześniej jakości; że w końcu przejrzę na oczy i zobaczę, co tak naprawdę jest filozofią; że uznam, że moje dotychczasowe życie filozoficzne było marnym żartem, fikcją, nic nie znaczącym epizodem raczkowania w ciemności niewiedzy. No ale cóż… Nic takiego się nie wydarzyło i został jedynie niesmak i zażenowanie. Otóż okazało się, że spora część profesorów przychodziła na wykłady innych profesorów tylko po to, by sobie pogadać i wygłosić własne elaboraty niezwiązane z tematem wykładu. Mnie jako osobę, która niemal zawsze ma pytanie do prowadzącego – studenta i młodego adepta filozofii – taka postawa niezwykle irytowała i demotywowała do chęci formułowania jakichkolwiek pytań. No bo skoro z czasu przeznaczonego na pytania jakieś trzy czwarte zajmują uwagi profesora, który niczego swoim komentarzem nie wnosi do dyskusji, a zabiera głos jedynie dlatego że może zabrać, to człowiekowi niepewnemu i niezaznajomionemu z klimatem konferencyjnym odechciewa się już jakiejkolwiek aktywności wykraczającej poza bierne słuchanie. Jeżeli jest się studentem, który przebył 500 kilometrów, to raczej nie tylko po to, by posłuchać sobie jak starsi panowie sobie dyskutują (tyle można było zobaczyć w internecie dzięki transmisji na żywo). Po takim przeżyciu można nabrać przekonania, że środowisko akademickie wszędzie wygląda podobnie i dojść do wniosku, że nie warto jeździć na konferencje w roli słuchacza, ani w ogóle udzielać się w jakichkolwiek inicjatywach pozauczelnianych. Ale chyba nie o to chodzi, nieprawdaż?

Ogólnie zauważyłem tendencję, że im człowiek ma bardziej ugruntowaną pozycję autorytetu, tym większym gadułą się staje. W pejoratywnym tego słowa znaczeniu. Nadmierne gadulstwo może i jest przydatne w dyskursie politycznym, gdzie trzeba przegadać przeciwnika, jednakże w dyskursie naukowym czy filozoficznym, zwłaszcza filozoficznym, powinno się trzymać pewien fason i nie dawać wodzić językowi. Wydaje mi się i wręcz jestem przekonany, że filozofia jest tą wyjątkową dziedziną życia i dyskursu, w której jasność i zwięzłość myśli i słowa jest jak najbardziej pożądana. Tymczasem doświadczenie pokazuje mi, że wielu filozofów ma skłonności do kluczenia wokół tematu, drążenia i gonienia za własnym ogonem, a nawet unikania właściwego tematu i przechodzenia gwałtownie do innego. A to w filozofii właśnie, bardziej niż w innych naukach, rozmowa i bezpośrednia dyskusja są niezwykle ważnymi elementami dyskursu akademickiego. Nawet potencjalnie nic nie znacząca debata na zajęciach może rzutować na pogląd studenta na temat filozofii i kondycji tejże w Polsce.

Plusy dodatnie

Szkalować rzeczywistość można do końca świata i dwa dni dłużej, ale w końcu nawet to się nudzi. Przytoczę zatem parę rzeczy, które mi się zdecydowanie podobały i których dalszy rozwój obserwowałbym z przyjemnością.

Zdecydowanym „plusem dodatnim” jest sama idea Tygodnia Filozoficznego jako miejsca, w którym adepci filozofii mogą obcować z autorytetami w tej dziedzinie. Filozofia jako taka ma dosyć słabą pozycję na polskiej scenie intelektualnej, toteż jakakolwiek inicjatywa mająca na celu popularyzację oraz integrację środowiska jest wartościowa sama w sobie. Atmosfera intelektualna na KUL-u również dużo bardziej sprzyja rozwojowi i inspiruje niż bankowo-korporacyjna atmosfera UG. Mimo że trudno było się przebić przez seniorów, to jednak udało mi się zadać parę pytań i uzyskać odpowiedzi, które mnie usatysfakcjonowały i podbudowały do działania. Podczas trzech dni w Lublinie wchłonąłem większą dawkę inspiracji do życia i aktywności filozoficznej niż w Gdańsku przez półtora roku. Było to tylko po części związane z obecnością wspomnianych „seniorów” filozofii – dużo bardziej motywujące były interakcje z młodszą częścią prelegentów i uczestników Tygodnia. Studentów było zdecydowanie za mało, jednakże każda liczba większa niż jeden jest już sukcesem, patrząc na sytuację filozofii w Polsce.

Należałoby również wyróżnić te lepsze wystąpienia, a całe wydarzenie zaczęło się od bardzo dobrej prelekcji na temat śmierci w powieści o Don Kichocie. To było jedno z tych wystąpień, do których miałem wyjątkowo ważne dla mnie pytanie, ale nie udało mi się go zadać, toteż przytoczę je tutaj, licząc na – być może – debatę w komentarzach:

„Czy nieśmiertelność metaforyczna Don Kichota utrzymałaby się dalej, gdyby w wyniku apokalipsy zostały zniszczone wszystkie egzemplarze Don Kichota, wszyscy znający powieść by umarli, a przetrwałoby jedynie pojęcie donkichoterii, które odnosiłoby się jedynie do cech, które Don Kichot prezentował, a nie do niego samego?”

Szczeciński profesor, Ireneusz Ziemiński, opowiadał w owym wystąpieniu o nadmienionej właśnie „nieśmiertelności metaforycznej”, to znaczy o tym, że postaci, które zostały opisane w powieści, stają się nieśmiertelne w sposób metaforyczny – ich „osobowość” i „tożsamość” nadal w pewien sposób istnieją. Jest to ciekawe zagadnienie ontologiczne; mnie samego ciekawi, jak to jest z tym statusem ontycznym postaci literackich, o czym może kiedyś napiszę. Samo wystąpienie było ciekawe, merytoryczne i przede wszystkim coś wniosło do mojego życia.

Tego samego dnia odbyła się również debata między profesorem Jackiem Wojtysiakiem i profesorem Dariuszem Łukasiewiczem, na której niestety mnie nie było, ale ponoć była spoko. Drugiego dnia również były ciekawe wystąpienia, jednakże nie tak ciekawe, jak te z trzeciego dnia, do których zamierzam teraz przejść.

Sesja przedpołudniowa trzeciego dnia Tygodnia Filozoficznego nazywała się „Zdumienie”. Chociaż nikt nie mówił o zdumieniu per se, to jednak wielu ludzi było zdumionych. Pierwsze wystąpienie na jakie dotarłem, a raczej końcówka wystąpienia, była o nieostrości pojęć i ogólnie semiotyce logicznej. Korespondencja z tematem sesji była zachowana – widziałem, że niektórym gały niemalże z orbit wychodziły, gdy słuchali o języku predykatów 2. rzędu. A to był dopiero początek.

Następne wystąpienie prawdopodobnie u wielu spowodowało ból głowy i myśli samobójcze, ponieważ dotyczyło pojęcia nieskończoności i twierdzeń Cantora. Dr Piotr Lipski, mimo że mówił krótko (a przecież mógł mówić w nieskończoność, hehe), to bardzo treściwie i wniósł swoim wystąpieniem wiele wiedzy. Podjął się arcytrudnego zadania, ponieważ logika jest bardzo trudna sama w sobie, a w połączeniu z teorią mnogości i rozważaniach o nieskończoności potrafiła powodować samobójstwa. Dr Lipski wyszedł z tego obronną ręką i świetnie przedstawił to skomplikowane zagadnienie logiczne. Jednakże, mimo jasności wywodu, sam temat mógłby spowodować wybuch mózgu słuchacza. O ile kurs logiki z Rafałem Urbaniakiem uodpornił mnie na takie mózg-eksplodujące treści, to jednak na twarzach wielu słuchaczy widać było czyste zdumienie. Sam fakt, że na koniec nie padły żadne pytania już może sugerować, że sala była zbyt zdumiona, żeby wnieść cokolwiek więcej od siebie.

Ostatnie wystąpienie z serii „zdumienie” u nie-filozofów prawdopodobnie spowodowałoby kompletną dekonstrukcję świadomości i implozję tożsamości osobowej. Człowiek nigdy nic nie słyszący o paradoksie statku u Arystotelesa, antynomiach w mówieniu o przyszłości czy w ogóle o logicznych i teologicznych argumentach za fatalizmem (pogląd, wg którego wszystko co się dzieje na świecie już zostało ustalone, więc jeżeli pozna się struktury wszechświata, można przewidywać przyszłość) prawdopodobnie po takim logicznym i teologicznym praniu mózgu wyszedłby z siebie i już nigdy do siebie nie wrócił. Moim zdaniem troszkę za dużo teologii było w tym wykładzie, jednakże zważywszy na to, że TF odbywał się na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, a autorem wystąpienia był franciszkanin, ks. dr hab. Marcin Tkaczyk, to nie ma co się dziwić, że teologia i Bóg wychylały się zza każdego winkla. Niemniej przy rozważaniu wiedzy o przyszłości, kwestii bytu wszechwiedzącego, którym miałby być Bóg, nie można pominąć aspektów teologicznych.

Podsumowując – samo wydarzenie jak najbardziej polecam, poszerza horyzonty myślowe i zdecydowanie daje sporo expa. Po takim queście na pewno zbije się co najmniej 2-3 levele w klasie filozofa.

Grafika: Fragment plakatu LIX Tygodnia Filozoficznego

Author


Opublikowano

w

,

przez

Tagi: