Kontynuujemy nasz przegląd nowej polskiej poezji. Dzisiaj mamy dla was zestaw wierszy od Anny Adamowicz – studentki analityki medycznej, autorki tomu poetyckiego Wątpia (Łódź 2016).
Galatea przebywa w hospicjum z powodu fibrodysplazji
kiedy zaczęłam zapadać się w posąg, Pigmalion odszedł
z domu, krzykiem w niebo. znudzona Afrodyta
jednym palcem strąciła go między fale.
zaczęło się od zbierania muszli na plaży, od dłoni
pociętych brzegami ostryg – w miejscu skaleczenia
zamiast strupa wykwitła kość. od tamtego przebłysku
ciało, skorupiejąc, hoduje drugi szkielet
rozrosły w iglice, paciorki. palą ogniska
kostnienia, każdy oddech trąca kiełki igieł w płucach.
zapomniałam już żywot rzeźby, teraz mierzi stygnięcie
w sztywnej pozie, nieuchronna nieruchomość. leżenie w łóżku,
śmiesznej przechowalni: bo podobno życie, ciągle życie
Marsjasz. rzeźba écorché
żywię głęboką niechęć do skóry. parszywie
obrasta sierścią, brudem, pyłem dróg i gwiazd.
na nic mycie, golenie, więc oskórowuję,
podważam nożem cienką warstwę odsłaniając włókna:
równoległe ozy, drumliny i morenę czoła,
świeżo zaorane wzgórza, ciasny kłębek włóczki.
nie śmiem wzruszać, rozplątywać węzłów ścięgien,
urzekają mnie bruzdy podsączone sokiem.
oto najjaśniejszy klejnot, najwyższy preparat –
Apollo, plastikowy nożyk. i brzoskwinia w dłoni
koty Demeter
trzy dramatyczne szmaciątka leżące na ziemi:
lepkie krwią wąsy, rozrzucone łapki,
łuki grzbietów zwieńczone odchyloną głową
– konie dęba stężałe, jak Laokoon w marmur.
każde jest miniaturą Persefony
zstępującą po stromych schodach w piwnicę,
by znaleźć boczne wyjście
do wnętrza mnie. wrócić
ciepło, łagodność
dysk zaostrzony na modłę skalpela
jak słoneczna łuska wysuwa się z dłoni
i mknie, patrosząc obłoki. zręczne palce
łapią go w locie. baczne oko bada ostrze.
Hiacyncie, pozytywko chuci,
tak mi drogi, że na twoim czole
natnę żyły i rozchylę poły
brzucha, będę szumiał wiatrem
w płucach i z rozkoszą dmuchał
fletnię jelit, każdą krezkę po kolei
z inną krezką wnet rozkłócę,
w pęcherzyki wtulę usta,
w chrzęst tchawicy wbiję zęby,
och, owocu z dachu piekieł
rozpłatany wzdłuż do pestki –
po Hiacyncie, pustym pudełku,
uganiają się świetliste zajączki
Grafika: Kamil Frąckiewicz (Instagram: @szklanymozg)
Dobór seta poetyckiego: Marcin Kleinszmidt